Jarosław Markiewicz
Przestało uwierać
Ludzie niosą ogień. Dworzec kolejowy zimą.
Pociągi, które odchodzą, pociągi, które przychodzą.
Przeżyć to jeszcze raz: ludzie niosą ogień,
podpełza pijany, grzeje sobie brzuch,
nad miastem chodzi zegar. Starcy niosą
makietę z datą jutrzejszego dnia. W każdym z nas
wszechświat otwiera i zamyka swoje oko.
Oglądam siebie w lustrze dworcowego klozetu:
raz na tysiąc razy widzę, że mnie nie ma.
Wtedy zaczynam rozumieć. Rzeka,
która przeze mnie przepływa, sama widzi siebie.
Moja obecność nie jest jej potrzebna.
Oddaję nóż do przechowalni bagażu.
Rozbieram się.
Nadjeżdża pociąg wiozący trumny.
Zmarli wracają z wakacji, biegną do bufetu.
Falkowski wita się ze mną
nie wyjmując zapałki z zębów.
Nadchodzi czas próby.
Słyszę znowu: w każdym z nas wszechświat
otwiera i zamyka swoje oko.
Otwieram trumnę. Ktoś chichocze za moimi plecami.
Wiem, że to złudzenie, ale chichot się wzmaga
Reposted from effic